Polskie Radio - Fort Mokotów
Pierwsze kroki radiofonii
W tym roku mija 80 lat od powstania Polskiego Radia. W lutym 1925 roku nadano pierwszą audycję ze studia przy ulicy Narbutta 29 w Warszawie. Tego samego roku z okazji święta 3 Maja transmitowano dwugodzinny Wielki Koncert Galowy. Mieszkańcy Warszawy mogli słuchać audycji z głośników wystawionych na ulice przez sklepy i firmy radiofoniczne.
18 kwietnia następnego roku oddano do użytku Rozgłośnię Polskiego Radia w Warszawie. Program nadawany był w tym czasie w godzinach 17.00 - 23.00. Sygnałem warszawskiej stacji stały się pierwsze takty Poloneza A-dur Chopina.
Radio rozwijało się, a jego historia wiązała się oczywiście z innymi ważnym wydarzeniami w dziejach II Rzeczpospolitej. 11 listopada 1926 na jego antenie uroczyste przemówienie wygłosił marszałek Józef Piłsudski. 15 grudnia tego samego roku rozpoczęła pracę stacja Polskiego Radia na terenie Fortu Mokotów. Miała ona moc 10 kW. W lutym 1927 roku miłośnicy sportu mogli usłyszeć transmisję z konkursu narciarskiego, który odbył się na Krokwi w ramach Międzynarodowych Zawodów Narciarskich w Zakopanem, a już rok później na falach eteru pojawił się hejnał mariacki z Krakowa. W 1929 roku rozgłośnia warszawska otrzymała nową siedzibę w budynku przy ulicy Zielnej 25. W tym budynku radio dotrwało do września 1939 roku.
Odbiorniki radiowe w tamtym czasie były drogie. Prosty dwulampowy odbiornik kosztował 160 złotych. Niezwykle istotny stał się aparat detektorowy, powszechnie zwany "kryształkiem". Produkowany masowo od 1930 roku, kosztował 39 złotych i był sprzedawany także na raty. Zorganizowano wielką kampanię reklamową pod hasłem "Cała Polska ma detefon". Detefon produkowany przez Państwową Wytwornie Łączności w Warszawie był prosty, niezawodny i nie wymagał dostępu do sieci elektrycznej. Do aparatu dało się podłączyć dwie pary słuchawek. Aby zachęcić do kupna nowego aparatu, Polskie Radio obniżyło koszt abonamentu dla posiadaczy detefonów z 3 do 1 złotego. Codziennie na koniec programu spiker wygłaszał komunikat: "Życzymy państwu dobrej nocy i przypominamy o uziemieniu anteny", bowiem w długich, pięćdziesięciometrowych antenach, gromadziły się ładunki elektryczne. Do wybuchu wojny wyprodukowano 500 tysięcy "kryształków". Ich konstruktorem był inżynier Wilhelm Rotkiewicz.
Radio rozwijało się niezwykle dynamicznie. 24 maja 1931 roku otwarto stację nadawczą Polskiego Radia w Łazach pod Raszynem, wówczas najsilniejszą w Europie. Obdarzona mocą 120 kW, nadawała program z anteny zawieszonej na dwóch masztach o wysokości 200 metrów każdy. Od tego czasu program pierwszy Polskiego Radia rozchodził się w eter z nadajników zamontowanych w Łazach.
Jednym z większych przedsięwzięć radiowych była transmisja z pogrzebu Józefa Piłsudskiego. Przez dwa dni, 17 i 18 maja, sprawozdawcy relacjonowali uroczystości, które odbywały się w Warszawie i w Krakowie. Piętnastogodzinny program zakończył się, gdy trumnę ze zwłokami Marszałka złożono w krypcie na Wawelu.
Działający na Forcie Mokotowskim nadajnik posłużył do uruchomienia stacji lokalnej Warszawa II, która nadawała na fali 216,8 metra od marca 1937 roku. Przy okazji uruchomienia drugiego programu, powiększono liczbę studiów w budynku przy ulicy Zielnej.
Polskie Radio w marcu 1937 roku zakupiło działkę budowlaną przy zbiegu ulic Puławskiej i Batorego. Tu planowano budowę nowoczesnego gmachu centrali Polskiego Radia. Na konkurs architektów zorganizowany w następnym roku nadesłano pięć prac, ale żaden z projektów nie uzyskał całkowitej akceptacji jury. Po wprowadzeniu pewnych zmian, postanowiono przyjąć do realizacji projekt Bohdana Pniewskiego.
Najwyższą część budowli stanowił budynek o dwudziestu dwu piętrach mieszczący dwadzieścia cztery studia. Projekt przewidywał, że na dachach studiów założone będą ogrody, stanowiące całość z ogrodami położonymi wokół budynków. Ogrody miały zostać zaaranżowane w taki sposób, aby można było organizować w nich koncerty. Projektu nie zrealizowano, ale blisko 25 lat później, w 1957 roku, oddano do użytku budynek Polskiego Radia zaprojektowany przez tego samego architekta. Obiekt stanął przy Alei Niepodległości nieopodal skrzyżowania z ulicą Malczewskiego (O budowie geologicznej przy ulicy Malczewskiego można przeczytać w bieżącym numerze Geotestu).
Wybuch wojny
Jest 24 sierpnia, czwartek, radio zapowiada próbę syren alarmowych między godziną 15.00 a 16.00. Prezydent Warszawy, Stefan Starzyński, wygłasza odezwę do mieszkańców: wszyscy zdolni do pracy mają się stawić do kopania rowów i budowania schronów.
Na Forcie Mokotowskim pod oknami radiostacji Warszawa II powstaje wał ziemny, który później ocali aparaturę i życie kilku ludzi. Pracami kieruje Włodzimierz Strycki. 31 sierpnia Warszawa II transmituje recital pianisty Eustachego Horodyńskiego, wykonującego wariację c-moll i Appassionatę Beethovena. Program na pięć minut przed północą kończy transmisja muzyki tanecznej z dansingu w Cafe Clubie.
Jest piątek, słoneczny poranek 1 września 1939 roku, godzina 6.30. Dyżurny spiker Warszawy I, Zbigniew Świętochowski, odbiera telefoniczny rozkaz dowództwa Obrony Przeciwlotniczej, po czym zrywa plombę założoną na specjalnej szafie, w której znajduje się płyta z sygnałem alarmowym. W głośnikach rozlega się wycie syren, a następnie do uszu słuchaczy dociera komunikat: "Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy, dla miasta Warszawy". Chwilę później spiker ogłasza: "Halo tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. Dziś o godzinie 5.40 oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską, łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano szereg miast. Za chwilę usłyszą Państwo komunikat specjalny".
Mijają pierwsze dni września, obfite w tragiczne wydarzenia. Radiostacja w Raszynie ma od początku wojny obsadę wojskową. Dyżurni inżynierowie pracujący w Raszynie i na Forcie Mokotowskim otrzymują telefoniczny rozkaz o unieruchomieniu aparatury nadawczej w taki sposób, aby nie mogła być ona wykorzystana przez nieprzyjaciela. Na szczęście na Forcie Mokotowskim polecenia nie zrealizowano. W nocy 6 września do Raszyna przyjeżdża dyrektor Polskiego Radia Libicki z rozkazem premiera Sławoja-Składkowskiego, by wysadzić radiostację w powietrze. Polecenie zostaje wykonane.
Następnego dnia rano radiosłuchacze na próżno szukają warszawskich stacji. W rozgłośni przy ulicy Zielnej rozdzwaniają się telefony. Co się stało? Dlaczego Warszawa zamilkła?
Ekipa inżynierów i techników wyrusza do Fortu. Po niedługim czasie udaje się uruchomić urządzenia i o godzinie 8.00 rozlega się w głośnikach sygnał Warszawy II, dźwięki hymnu narodowego oraz dobrze znany głos spikera Jerzego Wasowskiego, mówiący "Tu Polskie Radio Warszawa". Radiostacja w Raszynie milczy, ale dzięki nadajnikom umieszczonym w Forcie, warszawiacy mogą słuchać radia i swojego prezydenta Stefana Starzyńskiego, który codziennie zasiada do mikrofonu.
Następnego dnia wczesnym popołudniem na rowerze do fortu dociera jeden z pracowników radia z informacją, że Niemcy są już na Okęciu. Czołgi niemieckie pojawiły się na ulicy Żwirki i Wigury. Na koronie Fortu zostaje zorganizowana służba obserwacyjna. O godzinie 18.00 z Fortu widać wyraźnie ruchy niemieckich czołgów i polskie oddziały wycofujące się w kierunku ulicy Wołoskiej.
Zapada decyzja, aby pozostawić działającą rozgłośnię bez obsługi. O zmierzchu pracownicy zamykają budynki i teren i wycofują się w kierunku miasta. Przez ziemię niczyją przedzierają się do polskiej linii obrony rozciągniętej wzdłuż Alei Niepodległości. Pozostawione bez opieki urządzenia radiostacji działają i nadają program nieprzerwanie przez następne dni, aż do południa 11 września. Tego dnia radiostacja milknie. Nie jest znana przyczyna ciszy w eterze. Trzeba wysłać specjalistów na teren stacji nadawczej. Do radiostacji można się dostać z willi prezydenta Starzyńskiego znajdującej się na rogu ulicy Szustra (obecnie Jarosława Dąbrowskiego) i Alei Niepodległości. W słońcu upalnego dnia z willi widać wyraźnie Fort, maszty radiostacji i rozciągającą się dookoła płaską równinę. Radiowcy w asyście wojskowych przedzierają się do radiostacji wzdłuż ulicy Kościuszki. Okazuje się, że przyczyną awarii jest przerwany kabel dostarczający prąd do nadajników. Uszkodzenie udaje się naprawić. W tym czasie zapada decyzja aby na Forcie zorganizować punkt obrony. Przysłany pluton ciężkich karabinów maszynowych od tej chwili osłania fort i radiostację.
Mijają kolejne dni walki o Warszawę. Niemcy bombardują i ostrzeliwują miasto. Rozgłośnia przy ulicy Racławickiej jednak ciągle działa. 23 września w południe Prezydent Starzyński wygłasza swe słynne przemówienie: "Chciałem by Warszawa była wielka. Wierzyłem, że będzie. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło niż przypuszczaliśmy. Nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dzisiaj widzę wielką Warszawę. Gdy teraz do was mówię, widzę ją przez okna w całej wielkości i chwale otoczoną kłębami dymu, rozczerwienioną płomieniami ognia, wspaniałą niezniszczalną, wielką, walczącą Warszawę. I choć tam, gdzie miały być wspaniałe sierocińce - gruzy leżą, choć tam gdzie miały być parki - dziś są barykady gęsto trupami pokryte, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale - nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i chwały".
Tego samego dnia o godzinie 15.30, na pół godziny przed zapowiedzianym przemówieniem generała Rómmla, w trakcie nadawania drugiego koncertu fortepianowego c-moll Sergiusza Rachmaninowa, zgasło światło i radio zamilkło. Niemieckie pociski uszkodziły wszystkie kotły i maszyny w Elektrowni Powiśle. Jej pracownicy z rozpaczą stwierdzili, że tym razem już nic nie da się naprawić. Warszawa pozostała bez prądu i radia.
Walka o Fort Mokotów
Następnego dnia artyleria niemiecka ostrzeliwuje Fort Mokotowski. Jeden z pocisków przebija górną warstwę ziemi, wpada do pomieszczenia załogi wojskowej i eksploduje. Dwóch żołnierzy zostaje zabitych, są też ranni. Jeden z oficerów dostaje odłamkiem w pierś - życie ratuje mu papierośnica w kieszeni munduru.
Opuszczona przez obsługę techniczną radiostacja na Forcie Mokotowskim jest chroniona przez nieliczną załogę wojskową. O godzinie czwartej nad ranem we wtorek 26 września, do Fortu zaczynają zbliżać się dwie kompanie 51 pułku piechoty. Oddziały niemieckie liczą na zaskoczenie, jednak Polacy są czujni: dopuszczają atakujących na dwadzieścia metrów i dopiero wtedy zaczynają strzelać. Wspierani ogniem granatników i działka przeciwpancernego Niemcy otaczają Fort, a grupa szturmowa podoficera Schella forsuje mostek i wejście do Fortu. Rozpoczyna się walka na granaty, a po chwili na bagnety.
Relacjonujący walkę Niemcy wspominali zaciekły opór obrońców i znaczne straty własne. Opór Polaków został jednak złamany i napastnicy zdobyli Fort. Zwycięstwo przyjęli jako znaczny sukces. W komunikacie Oberkommando der Wehrmacht z dnia 26 września czytamy: "Śmiałym uderzeniem został zdobyty Fort Mokotowski i przylegająca część przedmieścia Mokotowa".
Oficerowie i szeregowi 51 pułku piechoty otrzymali Żelazne Krzyże, a dowódcy szturmującej kompanii Krzyże Rycerskie. Niemcy uznali zdobycie Fortu za znaczące wydarzenie, świadczące o przełamaniu obrony Warszawy.
I rzeczywiście, Warszawa zniszczona bombardowaniami, pozbawiona wody, elektryczności i radia nie mogła się już bronić. Brak wody uniemożliwiał gaszenie pożarów, brak żywności utrudniał przetrwanie. 16 000 rannych żołnierzy i 20 000 osób ludności cywilnej nie miało bezpiecznego schronienia i potrzebnej opieki.
Dwa dni później Lipiński zredaguje tekst przemówienia dla generała Rommla: "Do Obywateli Stolicy. W związku z ogólnym położeniem wojennym na ziemiach polskich nie dającym nadziei na jakąkolwiek pomoc czy odsiecz z zewnątrz, oraz w związku z niemożnością dalszej obrony stolicy z powodu braku wody, żywności i amunicji - zdecydowałem rozpoczęcie rokowań z dowództwem wojsk niemieckich. W wyniku tych rokowań zostały podpisane przeze mnie warunki kapitulacji, gwarantujące w pełni ich honorowość. Tak więc oficerowie z białą bronią odchodzą do honorowej niewoli, a podoficerowie i szeregowcy po wypełnieniu niezbędnych formalności zostaną zwolnieni do domów. W wyniku podpisania kapitulacji, począwszy od godziny 12 dnia 29 września, wojska niemieckie mogą rozpocząć wkraczanie do Warszawy. Losy wojenne są zmienne. Liczę więc, że ludność Warszawy, która bohaterskim zachowaniem swoim udowodniła swój głęboki patriotyzm, przyjmie fakt wkroczenia wojsk niemieckich ze spokojem, godnością i równowagą ducha.
Dowódca armii Warszawa Rómmel, generał dywizji".
Umowa kapitulacyjna została podpisana o godzinie 13.00 w czwartek 28 września, na terenie fabryki "Skoda" na Rakowcu. Stronę polską reprezentował generał Tadeusz Kutrzeba, a niemiecką generał Johannes Blaskowitz, dowódca 8 armii.
Warszawa została zdobyta. Całe miasto, a więc także i Fort Mokotów, znalazło się w niemieckich rękach. Po blisko pięciu latach, 1 sierpnia 1944 roku, ponownie rozpoczęła się batalia o miasto i o ten skrawek ziemi zagospodarowany przez rosyjskiego okupanta w drugiej połowie XIX wieku (O powstaniu Fortów i walkach w sierpniu 1944 roku pisaliśmy w poprzednim numerze Geotekstu.).
Geologiczne zmagania na Forcie
W roku 1998 zostałem poproszony przez architekta profesora Andrzeja Buchnera o wykonanie dokumentacji geotechnicznej w związku z projektowaną budową niedużego kościoła przy ulicy Olimpijskiej w Warszawie. Profesor Andrzej Buchner był projektantem nowej świątyni, której konstrukcję opracował inżynier Andrzej Żórawski. Działka jednym bokiem opierała się o teren Fortu Mokotów. Przeprowadzone badania wykazały, że podłoże zbudowane jest z twardoplastycznych glin. Do głębokości rozpoznania tj. do głębokości 8.0 metrów ppt. nie stwierdzono obecności wody gruntowej.
W krótkim czasie po wykonaniu badań rozpoczęto budowę. Wykonawca poprosił mnie w celu odbioru gruntu, zalegającego w dnie wykopu. W czasie oględzin okazało się, że w podłożu zalegają grunty nasypowe nierozpoznane w czasie wierceń. Grunty nasypowe były zbudowane z glin. Lokalnie w dnie występowały gliny wymieszane z gruzem ceglanym. Grunty nasypowe zostały tu złożone prawdopodobnie właśnie w czasie budowy Fortu Mokotów. Przez blisko 150 lat podłoże dość dobrze się zagęściło.
Zleciłem wybranie gruntów nasypowych przemieszanych z gruzem i jednocześnie próbowałem skontaktować się z projektantem konstrukcji celem zweryfikowania sposobu posadowienia świątyni. Chciałem dowiedzieć się, jakie naciski przekazuje budowla na podłoże. Niestety okazało się, że konstruktor jest ciężko chory i nie ma mowy o skontaktowaniu się z nim. Decyzję trzeba było podjąć natychmiast. Postanowiłem, że świątynia zostanie posadowiona tak, jak projektowano, na ławach fundamentowych. Zleciłem jedynie zwiększenie zbrojenia i stężenie ław konstrukcjami poprzecznymi, które utworzyły ruszt żelbetowy. Kościół został posadowiony. Świątynia jest już od kilku lat odwiedzana przez wiernych. Posadowienie okazało się stabilne, na ścianach nie widać rys.