Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych

Wspinając się ulicą Sanguszki z tarasów Wisły na wysoczyznę, stojącą u wylotu ulicy Zakroczymskiej, zauważamy potężną budowlę otoczoną solidnym, metalowym płotem. W budynku tym mieści się Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. W sierpniu 1944 roku budynek był bastionem broniącym dostępu do Starego Miasta. Przez 26 dni znajdował się w rękach Polaków. O gmach toczyły się zacięte walki, których ślady do dziś widać na metalowym ogrodzeniu.

25 stycznia 1919 roku Rada Ministrów pod przewodnictwem Ignacego Jana Paderewskiego podjęła decyzję o utworzeniu Państwowych Zakładów Graficznych. W wydanym w tej sprawie dokumencie czytamy: "utworzony został Urząd Państwowych Zakładów Graficznych mający za zadanie wyłącznie wyrób banknotów i wszelkich znaków skarbowych na rzecz Skarbu Państwa obieg mających".

W dniu 10 lipca 1926 roku w gmachu Banku Polskiego odbyło się Walne Zebranie Spółki Akcyjnej pod nazwą Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych S.A. W tym samym roku rozpoczęto budowę siedziby przy ulicy Romana Sanguszki 1 według projektu architekta Antoniego Dygata.

W czasie okupacji w PWPW produkowano "młynarki" - banknoty będące w Generalnej Guberni oficjalnym środkiem płatniczym. Kierownictwo wytwórni było niemieckie, ale załoga polska.

Pierwszego sierpnia niemiecki oddział obsadzający PWPW liczył blisko 50 osób. W wytwórni zawiązała się komórka powstańcza PWB/17, którą kierował major Mieczysław Chyżyński "Pełka".

Pierwszego sierpnia Niemcy wyposażeni w broń maszynową skutecznie strzegli dostępu do gmachu. Następnego dnia atak oddziałów "Gozdawy", 104 kompanii Związku Syndykalistów Polskich i innych mniejszych jednostek, wsparty ogniem znajdującego się wewnątrz oddziału PWB/17, wyparł Niemców z okupowanego przez nich terenu. W ataku wzięli udział także mieszkańcy sąsiednich ulic Zakątnej, Wójtowskiej, Przyrynku i Zakroczymskiej. Część Niemców zginęła w walkach, pozostali bądź zostali wzięci do niewoli, bądź uciekli do pobliskiej Cytadeli lub szkoły przy ulicy Rybaki 32. Trzeciego sierpnia okupanci podjęli nieudaną próbę odzyskania budynku.

Biorący udział w natarciu Stanisław Komornicki pseudonim "Nałęcz" tak opisuje wydarzenia z 3 sierpnia:

"Tymczasem spora grupa ludzi z opaskami rozbijała łomem żelazną bramę prowadzącą na dziedziniec wytwórni. Brama nie ustępowała. Wtem znów usłyszałem bliskie serie broni maszynowej. Ludzie z opaskami skryli się w bramach i w pobliskich domach. Mietka i "Smagę" straciłem z oczu. Po chwili powstańcy znowu podeszli do bramy. Ktoś wołał, że potrzebny jest palnik acetylenowy, inni radzili podłożyć dynamit, jeszcze inni pobiegli po drabinę, aby przedostać się przez ogrodzenie górą. Strzelanina na terenie wytwórni wzrastała. Dołączyłem do kilku chłopców, którzy twierdzili, że jest jeszcze inne wejście na teren wytwórni. Ciemnymi zaułkami pobiegliśmy na ulicę Zakątną, gdzie wysoki żelazny płot przechodził w mur.

Kryć się! - krzyknął ktoś z bramy.

Dopadłem pierwszych drzwi. Huknęło, spod muru wytwórni wytrysnęły smugi dymu. Natychmiast podbiegli ludzie z łomami, by poszerzyć otwór. Jeszcze ta praca nie została skończona, gdy inna grupa uzbrojona w pistolety i granaty wbiegła na teren wytwórni. Przelazłem za nimi przez wyrwę w murze. Nie wiedząc czy dziedziniec jest ostrzeliwany, w kilku susach dopadłem budynku. Wąski korytarzyk prowadził do dużej hali, w której piętrzyły się bele papieru. Gdzieś blisko wybuchł granat, który w tej zamkniętej przestrzeni szarpnął powietrzem jak bomba lotnicza. W chwilę po tym zajazgotał karabin maszynowy.

Tędy, tędy! - wołał jakiś podchorąży z parabellum w ręku

Wbiegłem za nim do ciemnego korytarza, którego betonowa podłoga opadała w dół. Nagle rzucił mną silny podmuch. Poczułem, że leżę w wodzie. Chciałem się podnieść, ale w ciemności zabłysły przede mną czerwone ognie i seria z karabinu maszynowego przeleciała nad głową. Byłem zupełnie ogłuszony. Zrozumiałem, że stanowisko karabinu znajduje się na końcu korytarza. Ubranie nasiąkło wodą, leżałem jednak bez ruchu, aby mnie nie wykryto. Dookoła nie było nikogo. Nie miałem pojęcia, gdzie przepadł podchorąży, za którym tu wbiegłem.

Byłem sam w obliczu niemieckiego karabinu maszynowego i na razie ratowały mnie tylko ciemności. Dzwoniło mi w uszach, w głowie czułem bolesny szum, ubranie przemokło do reszty, wstrząsały mną dreszcze. Nagle w ciszy ciemnego korytarza doleciały mnie wyraźnie zniekształcone echem niemieckie słowa. W tej samej chwili coś się poruszyło. Usłyszałem głośny chlupot i nowy wybuch odebrał mi na sekundę przytomność. Odzyskałem ją w momencie, gdy czyjeś ciało przywaliło mnie z głośnym "psiakrew". Obok przebiegło kilka postaci. Zerwałem się i ruszyłem za nimi.

W półmroku nie oświetlonego pomieszczenia zobaczyłem zabitego Niemca. Kilku chłopców zabierało właśnie lekki karabin maszynowy. Tak byli zajęci tą zdobyczą, że nie zauważyli granatu trzonkowego, który zabity miał za pasem. Wyrwałem mu go i tak uzbrojony wróciłem wraz z innymi na halę z belami papieru. Było tu sporo ludzi z oddziałów, które tymczasem wdarły się przez główną bramę".

W budynku szybko zainstalował się szpital polowy, zorganizowany przez dr Hannę Petrynowską. W fabrycznym laboratorium rozpoczęto produkcję butelek przeciwczołgowych; prowadzono też próby miotaczy ognia. W pierwszym tygodniu Powstania zbudowano jedną z ważniejszych barykad Starego Miasta. Zamykała ona ulicę Zakroczymską przy kamienicy numer 15 i sięgała parkanu wytwórni.

Niemcy prowadzili ostrzał artyleryjski PWPW i okolic z terenu Cytadeli. Użyli także działa kolejowego z pociągu pancernego stojącego nieopodal Dworca Gdańskiego. Ponadto prowadzono ostrzał działami polowymi kalibru 105 usytuowanymi przy Ogrodzie Zoologicznym. Unikatowy niemiecki film przedstawiający działania artylerii można zobaczyć na witrynie PWPW w dziale "historia" (adres internetowy www.pwpw.pl).

15 sierpnia z okazji Święta Żołnierza w podziemiach wytwórni ksiądz Stefan Leitholtz odprawił mszę świętą dla załogi. Następnego dnia nieprzyjaciel rozpoczął kolejne natarcie. Piechota osłaniana czołgami próbowała wedrzeć się w ulicę Zakroczymską. Obrona wzmocniona oddziałem "Roma" odparła atak. Trzech żołnierzy polskich zginęło, a kolejnych pięciu zostało rannych.

Dzień 19 sierpnia to dzień szczególnie intensywnych ataków bombowców i artylerii. W ogniu stanęła wówczas wytwórnia i domy przy Zakątnej i Wójtowskiej..

Od 23 sierpnia, aż do końca obrony, trwał nieprzerwany atak nieprzyjaciela. Następnego dnia pociski zapaliły zbiorniki łatwopalnego płynu używanego do poligrafii. Płonący płyn przez dziury w stropach wlewał się do piwnic. W ogniu spłonęła sanitariuszka.

Przez kilka dni Niemcy próbowali zdobyć budynek pracowników PWPW położony na terenie wytwórni. Kilkakrotnie wdzierali się do środka i byli wypierani przez obrońców.

25 sierpnia wieczorem budynek został utracony gdy Niemcy użyli gazów łzawiąco-duszących "Blendköper 1". Najtragiczniejsze wydarzenie miało miejsce tego dnia, gdy ciężka bomba uderzyła w miejsce odpoczynku żołnierzy kompanii ppor. "Bolka" oraz pluton miotaczy płomieni ze zgrupowania "Leśnik". Zginęło ponad trzydzieści osób.

Każdego dnia toczyły się zażarte walki o budynek wytwórni. Niemcy to wdzierali się do środka zajmowali kolejne pomieszczenia, to zostawali z nich wyparci. Świtem 28 sierpnia niespodziewanym atakiem nieprzyjaciel zdobył barykadę przy Zakroczymskiej. O godzinie ósmej Niemcy pojawili się na krużganku otaczającym podziemną halę. W tej sytuacji kierujący obroną mjr "Ryś" dał rozkaz wycofania się z Państwowej wytwórni Papierów Wartościowych. W trakcie odwrotu Polacy ponieśli duże straty. Zginęło dwadzieścia osób. Po godzinie dziewiątej cała Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych znalazła się w rękach Niemców. Polacy zaczęli organizować obronę wzdłuż ulicy Wójtowskiej.

W podziemiach budynku pozostała dr Hanna Petrynowska wraz z najciężej rannymi, których nie udało się ewakuować. Niemcy wrzucili do piwnicy granaty, zabijając chorych i do końca opiekującą się nimi dr Petrynowską.

Budynek wytwórni w trakcie walk został tak zniszczony, że w 1945 roku uznano go początkowo za nie nadający się do odbudowy. Ostatecznie jednak odbudowy dokonano, zachowując niemal całkowitą wierność wobec oryginału.

Przez wiele lat nie zabudowany zachodni narożnik zbiegu Sanguszki i Zakroczymskiej został zakupiony przez Spółdzielnię Pracowniczą PAX, która wzniosła na tym terenie budynek mieszkalny projektu architektów Wojciecha Szymborskiego i Jacka Zielonki.

Jak wykazały badania geotechniczne poprzedzające prace projektowe w podłożu pod przypowierzchniowymi nasypami zalegającymi do głębokości około 2.0 metrów zalegały twardoplastyczne gliny piaszczyste. Gliny zalegały na głębokości rozpoznania, która wynosiła 12 metrów.

Po wykonaniu wykopu okazało się, że lokalnie w dnie występują grunty nasypowe. Grunty nasypowe nie zostały zagęszczone. Przeprowadzone badania uzupełniające wykazały, że grunty nasypowe występują na obszarze o bardzo małej powierzchni. Nasze przypuszczenia potwierdziły informacje przekazane przez archeologów, którzy na swoich mapach zaznaczyli na działce studnię.

Przekrój

Używana w poprzednich wiekach studnia została niegdyś zasypana. Teraz odsłonięto ją w wykopie. Ławę przekraczającą studnię wzmocniono dodatkowym zbrojeniem.

Nowy budynek stoi naprzeciw widocznej od strony podwórza szarej łaty na podmurówce ogrodzenia. Szara plama to zalepione przejście, którym powstańcy dostawali się do środka wytwórni przy barykadzie zamykającej ulicę Zakroczymską.